Jest to debiutancka książka Hannu Rajaniemi, który jest doktorem nauk fizycznych. Ma to bezpośredni wpływ na książkę i nie da się tego ukryć. W kakofonii nowych nazw dla gadżetów, takich jak: kwantopunkt, gogole (choć to może być powiązane z "Martwymi duszami" Mikołaja Gogola), wojmózg, intelmateria, plastomateria i wiele wiele innych. W zalewie nazw obecnie istniejących, a w książce posiadających zupełnie inne znaczenie, między innymi: cadyk, archont (choć tu, jeszcze ujdzie, bo archonci zajmowali się też prawem), kryptarcha (przez c to robaczek taki), wyciszeni czy gevulot (hebrajski gvulot - granica), przebija kryminałek w stylu "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna. Tyle, że tu złodziej zapomniał kim był i musi to odkryć wśród zagadek jakie sobie zostawił. Potem autor zapomniał po co tego złodzieja wymyślił i nie wiadomo po co on sobie, o sobie przypomina. Więcej na http://niepamietnikfprefecta.blogspot.com/2012/02/ukrasc-czytelnikowi-chwilopunkt.html